- Dzisiaj dostaniecie po dwa zlecenia.
- Uou! Jakie fachowe określenie! – Patrycja była na posterunku.
- A! Pracujecie pod pseudonimami. Od chwili rozpoczęcia godzin pracy nie nazywanie się Aneta i Patrycja, tylko…?
- Laura.
- Boguśka.
- OK. Zapiszę sobie. Możecie ruszać. Wiecie, co macie robić?
- Oczywiście – cieszyła się, teraz już Laura. – Idziemy pod te dwa wskazane adresy i umilamy ludziom czas rozmową albo czymś podobnym.
Pan Piotrek (bo tak kazał na siebie mówić) roześmiał się i pokręcił głową.
- O! Zapomniałbym. Zbiórkę macie na Piotrkowskiej. Codziennie spotykacie się wszyscy razem. Jest was pięć osób. Do roboty! – „Wygonił” nas z biura.
Poszłyśmy piechotą, bo Piotrkowska była parę przecznic dalej. Koło ławeczki Tuwima stało dwóch chłopaków. Jeden z nich akurat udawał, że całuje pana Tuwima w środek nosa. Był rudy, miał ostre rysy i chytre oczy. Ten drugi, który się z niego naśmiewał, miał miły wyraz twarzy i ciemne włosy. Patrycja, a raczej Laura wyprzedziła mnie nieco. Widocznie zależało jej na przejęciu inicjatywy. Nie miałam nic przeciwko.
- Elo chłopaki – zaczęła. – Co tam u was?
- Próbujemy uwieść pana Tuwima. Ale on ma chyba serce z kamienia. W ogóle nie zwraca na mnie uwagi. A przecież jestem taki piękny! – Za piękny to on nie był, przynajmniej moim skromnym zdaniem.
- Hejka! Nowe? – spytał ten drugi. – Ja jestem Misiek, a on to Pielucha.
- A po godzinach? – spytałam.
- Maciek i Kamil.
- A. A ja jestem Boguśka po godzinach Aneta, a to jest Laura, Patrycja.
- Cześć. Mimi przyjdzie zaraz. Ona zawsze się spóźnia. Musicie się do tego przyzwyczaić. Właśnie, dlatego przechrzciliśmy ją na Mimozę. W skrócie Mimi.
Później rozmawialiśmy o tym, do jakiej szkoły chodzimy, gdzie mieszkamy. Okazało się, że Rudy mieszka parę działek ode mnie! Dziwne, że go do tej pory nie spotkałam, ale okazało się też, że to maniak komputerowy, a chodzi do innego gimnazjum i do szkoły dojeżdża samochodem. Z resztą z mojej okolicy tylko ja chodzę do szkoły sportowej. Ale największe zaskoczenie spotkało mnie, gdy (z półgodzinnym opóźnieniem) dotarła do nas Mimi. Była to Kaśka. Dziewczyna z mojej klasy niczym specjalnym się niewyróżniająca. Zawsze chodzi za naszą wspaniałą piątką klasową, która chyba nawet jej nie zauważa.
- Hej! Aneta? Co ty tu robisz? – spytała zdziwiona.
- W tej chwili stoję i oddycham, a tak ogólnie to razem z Laurą rozpoczynam pracę.
- A spoko! To znaczy, fajnie! Aha, przepraszam za spóźnienie, ale musiałam…
- Ok., Ok – przerwał jej Misiek. – Przedstawiam wam Mimi, moją siostrę cioteczną. Muszę was jednak uprzedzić, że pewnej nocy przylecieli kosmici i wyssali jej mózg, więc jej inteligencja spadła na poziom bardzo bliski 0.
- Albo nawet na minusie – dorzucił Rudy.
- Baardzo zabawni jesteście, naprawdę. Ale fajnie, że wreszcie zatrudnili jakieś dziewczyny. To, co? Gdzie lecicie najpierw? – Zwróciła się do nas.
- Ja mam babkę na Wschodniej – odpowiedziała Laura.
- O, to ja przecznicę dalej! – Ucieszyła się Mimi. – Chodź już, bo mój pan Andrzej szczególnie nienawidzi spóźnialstwa.
- Ciekawe – mruknął Rudy, kiedy odeszły. – A ty?
- Ja mam Bartoka blok 47 – odpowiedziałam.
- Hej, ja też! - wykrzyknął Misiek. Ucieszyłam się ze na pierwsza wizytę właśnie z nim.
- Ej, to nie fair! – zdenerwował się Pielucha. – Czemu wy wszyscy w parach, a ja sam mam zamiatać na Bałuty?
- Takie życie – śmiał się z niego Misiek. – Chodź – zwrócił się do mnie – 5-tka odjeżdża za trzy minuty. Masz swój bilet?
- Mam – powiedziałam sięgając do kieszeni po mój miesięczny karnet.
Poszliśmy wszyscy na przystanek. Pielucha nachmurzony zajął miejsce na ławeczce.
- A, przypomniało mi się – zagadałam do Miśka. – Mieliście nam opowiedzieć coś o naszych „podopiecznych”.
- Tak. A o kim konkretnie?
- Pierwszy, Piotr Lasecki.
- Oo. Piotruś? Biedne dziecko. Wychowywała go ciocia. Była kobietą z zasadami i bardzo stanowczą. Według mnie zrobiła z Piotrusia maszynę.
- Maszynę – zdziwiło mnie to porównanie.
- Wychowała go w przekonaniu, że dorośli i w ogóle starsi od niego mają zawsze rację. Jeśli spytasz go, dlaczego je, to odpowie, że ciocia kazała. Ale jego ciocia miała wypadek rok temu. No i się nie wylizała. Piotruś trafił do babci. Pani Henia nie wie, co z nim zrobić, bo leży cały dzień bez ruchu w łóżku, niepytany nie odezwie się, nawet nie jęknie, że go boli. Podobno nawet, gdy zabierało o pogotowie, nie płakał.
- A co się stało?
- Spadł z balkonu („Boże” westchnęłam) Z pierwszego piętra, więc nic strasznego się nie stało. W sensie przeżył, ale… Złamał sobie obydwie nogi. W tym jedno to było złamanie otwarte.
- Uuu – ciarki przeszły mi po plecach, kiedy to sobie wyobraziłam. Nadjechał nasz tramwaj. W środku było pełno ludzi.
- Cześć – pomachałam do Pieluchy.
- Pa – mruknął w odpowiedzi.
Wepchnęliśmy się jakoś do napchanego już pojazdu. Misiek wziął mój bilet i przecisnął się, żeby go skasować. Wrócił. Staliśmy bardzo blisko siebie. Tłum napierał na nas. Czułam się mocno skrępowana. On zdawał się niczego nie zauważać, ale dla mnie nie było to przyjemne. Ta chwila trwała bez końca. Na szczęście na następnym przystanku wysiadło sporo osób i zrobiło się luźniej.
- I co z nim teraz? – Wróciłam do naszej rozmowy, kiedy szliśmy już koło McDonalda na osiedlu Bartoka.
- Och, już w porządku. Gips zdjęli mu parę tygodni temu. Pani Henia zapewniła mu rehabilitację. Żadnych problemów finansowych nie mają. A pani Henia jest bardzo miła. I robi przepyszne kruche ciasteczka z marmoladą.
- Skąd wiesz? – zaśmiałam się.
- Przyniosła do biura, kiedy przyszła prosić o pomoc. No, to tutaj. Aha – dodał, kiedy wchodziliśmy do klatki schodowej – jakbyś skończyła pierwsza, to zaczekaj tu na mnie. Musimy odwiedzić jeszcze kogoś razem.
- Kogo?
- Panią Grażynkę. Na pewno ją polubisz!
- OK.
- No, ja tu zostaję. Piotruś mieszka piętro wyżej.
- Cześć i… dzięki.
- Nie ma za co. Aha i powodzenia, poplątania języka itd. – powiedział mrugając do mnie.
Odwrócił się i zadzwonił do nr 2. Wchodząc po schodach usłyszałam jeszcze Miśka i jakąś panią:
- Och, Misiu nareszcie jesteś. Pan Karolek już czeka. Wchodź, wchodź ugotowałam dziś pyszny gulasz
- O pani Aniu… - drzwi zamknęły się. Zostałam sama na klatce schodowej. Przede mną znajdował się nr 5. „To tutaj” pomyślałam. Odetchnęłam głęboko, żeby się uspokoić.
Ded. dla Sylwii, która w porę
upomniała się żeby jednak jedna
z bohaterek nie była jej imienniczką
Mimi ;D