Dzisiaj znów spotkaliśmy się wszyscy przy Ławeczce Tuwima.
- Gdzie?
- Retkinia.
- Chodź.
Dziś moją pierwszą pacjentką była Sylwia Lutnik. Dziewczyna w moim wieku, po wypadku, który spowodował jej chłopak. Sylwia przeżyła, a on… Niestety. Dziewczyna jeździ na wózku inwalidzkim, ale nie chce rehabilitacji. W ogóle nie chce się jej żyć. Już dawno mogłaby być w pełni sił, ale jej po prostu na tym nie zależy.
- … więc chyba znasz swoje zadanie?
- No chyba – tramwaj stukotał po szynach. Obok mnie stała Mimi, obok chwiał się Misiek.
Nadal rozmyślałam o wczorajszym i o rodzicach. W domu ojciec zachowywał się tak, jakby chciał mi cos powiedzieć. Nie chcę go słuchać. Pewnie szykuje jakąś gadkę typu „Nie układało się nam, nic by już z tego nie wyszło, tak będzie lepiej.
Jesteśmy w domu sami. Ja i ojciec. Będę mu musiała obiadki gotować, sprzątać – gosposia. I będę oczywiście musiała jeszcze nadążać za szkołą i może do tego same piątki i szóstki zbierać?!
Byłam na niego wściekła, szczególnie po jego ostatnim smsie:
Kochanie rozprawa przesunięta jest na 16.30. Proszę Cię przyjdź. I błagam
nie złość się na mnie. Uwierz, nie mogło być inaczej. Kocham Cię.
nie złość się na mnie. Uwierz, nie mogło być inaczej. Kocham Cię.
Nacisnęłam ze złością przycisk 6. piętra w windzie bloku Sylwii. Rozprawa o wpół do piątej? Nie ma mowy! Nie zdążę! Rozzłoszczona kopnęłam ścianę windy. Mimo tego, że bardzo chcę chodzić do moich pacjentów, to wolałabym dzisiaj zostać w domu.
Drzwi otworzyła mi, sądząc po wyglądzie, mama Sylwii.
- Z fundacji, tak? Proszę wejść; te drzwi po lewo. Ja już wychodzę. Za parę minut przyjdzie moja matka. Jakbyś chciała, to w lodówce na dolnej półce stoi zupa. Możesz sobie odgrzać. Do widzenia.
- Do widzenia – odpowiedziałam zaskoczona, kiedy pani Lutnik wyszła. – To się nazywa prawdziwa bizneswoman – mruknęłam.
Odetchnęłam głęboko. „Zostaw swoje problemy, choć na chwilę” pomyślałam. Weszłam do pokoju. W fotelu siedziała Sylwia, gapiąc się w telewizor. Była bardzo ładna. Rude włosy za ramiona, blada cera, brązowe oczy.
- Och cześć – przywitała mnie znudzonym głosem. – To ty? Mama mówiła, że masz przyjść.
- No… jestem.
- Usiądź sobie – powiedziała, wyłączając TV.
- Przyszłam pogadać.
- Wiem.
Zaczynała mnie denerwować.
- To powiedz cos o sobie.
Spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem i westchnęła.
- Jestem nikim.
- Nikim… ciekawe.
- Co w tym ciekawego?
- Nie wiem. Wszystko… i nic.
To była dziwna rozmowa. O czym gadać z kimś, kto woli siedzieć cały dzień w fotelu i nie odzywać się do nikogo?
- To może poćwiczymy? (Dostałam kilka prostych ćwiczeń dla Sylwii).
- Po co?
- Jak to, po co?
- No przecież to nie ma sensu. Po co ja tu w ogóle jestem? Tylko przeszkadzam. Nie mam żadnych przyjaciół.
- Boże, dziewczyno! – Straciłam cierpliwość. – Przestań się tak nad sobą użalać! Przyszłam pogadać, a nie słuchać żalów niesprawiedliwie przez świat osądzonej małej dziewczynki. Nie masz przyjaciół! Czemu się dziwisz?! Myślisz, że sami do ciebie przyjdą?!
- Tobie to łatwo mówić – podniosła głos. – Ty masz pewnie wspaniałą rodzinę i mnóstwo przyjaciół! Moi rodzice ciągle się gdzieś spieszą. A babcia najchętniej w ogóle by nie wychodziła z domu, a nie przychodziła do mnie. A ty? Ty pewnie przybiegniesz sobie ze szkoły, mamusia poda ci obiad, tata przyjdzie z pracy i wszyscy zagracie w Scrabble, czy coś… - urwała. Po moim policzku spływała łza. Scrabble! Obiad!
- C-co jest? – spytała niepewnym głosem.
- Nic – odpowiedziałam twardo. – To ty tu jesteś nieszczęśliwa, nikt inny nie ma prawa.
Zachrobotał klucz w zamku.
- To pewnie twoja babcia – powiedziałam wstając. – Do zobaczenia w czwartek.
Zostawiłam dziewczynę z osłupiałą miną i wyszłam do przedpokoju. Tam minęłam babcię Sylwii. Szybko otarłam łzy.
- Do widzenia – powiedziałam łapiąc kurtkę.
W windzie ogarnęło mnie ogromne poczucie winy. Czemu ja tak szybko wyszłam? Opanuj się Aneta! Opanuj! Spojrzałam na zegarek. Wyszłam pół godziny przed czasem. Jeśli u Beaty – mojej kolejnej pacjentki pójdzie mi szybko to bez problemu zdążę na czas do sądu. Ruszyłam szybko chodnikiem. Zaczęło padać.
Ten rozdział dedykuję...
Sobie!
A co? Nie można? ;D
fajny
OdpowiedzUsuńno można można ;p
zajefajny
OdpowiedzUsuń